Fairy Tail Guild Wikia
Advertisement
Fairy Tail Guild Wikia

Samotnie przez miasto przechadzał się młody mężczyzna. Była zima i pomimo braku śniegu było dość mroźno, toteż miał na sobie kurtkę, ciepłą czapkę i, ręcznie dziergany przez babcię, szalik.

Kolejny koniec roku. Kolejne przepowiednie na nadchodzący rok. Kolejny koniec świata. Kolejna trzecia wojna światowa. Kolejne niepokoje społeczne. Znowu pojawiają się powody, aby gnębić ludzi.

Saemon, bo tak miał na imię ów młody chłopak, przechadzał się wzdłuż ulicy Cebulowej. Dookoła piętrzyły się gigantyczne budynki metropolii, a ulica tętniła życiem. Chodnik natomiast był prawnie opustoszały. Gdzieniegdzie zdarzało się, aby obok Saemona przeszedł jakiś pieszy, jednak zdecydowana większość ludzi poruszała się za pomocą samochodów.

Skoro tak ciężko jest się przejść to może lepiej byłoby przesiąść się do komunikacji miejskiej. Perspektywa zastąpienia 80'ciu samochodów nawet 3 autobusami wydaje się być optymistyczna. No ale cóż. Oni zawsze się śpieszą. Zawsze są spóźnieni. Zawsze muszą pędzić bimber, aby zrobić kolejną przysługę swojemu pracodawcy, a przy okazji ukorzyć się przed nim.

Saemon spojrzał na niebo. Było ciemne. Przesłonięte przez ciemne chmury. Nie były burzowe. Bardziej wyglądały jakby były brudne. Znów skierował wzrok na ulicę. Poza samochodem nie widział ani żywego człowieka.

Podążał wzdłuż kolumny samochodów wypełnionych tysiącami ludzi zmęczonych i zirytowanych korkiem na mieście.

Spoglądając na tak wiele maszyn, Saemon przypomniał sobie o swojej odrazie do spalin toteż pospiesznie zasłonił twarz szalikiem i szybkim krokiem doszedł do swojego laboratorium oddalone od centrum miasta o jakieś 300 metrów.

Nienawidzę tego miejsca. Jeśli miałbym butelkę wody i byłbym zamknięty w podwodnym bunkrze z Hitlerem, Stalinem, Mao TseTungiem i Atillą to zdetonowałbym to miejsce spleśniałym bananem.

Budynek, w którym pracował był wielką, szklaną kopułą. Kopuła ta odbijała obraz niczym lustra. Efekt paraliżował przeciętnego człowieka, ponieważ okna wszystkich drapaczy chmur otaczających Zakład Nowoczesnych Technologii również zachowywały się jak lustra dając niecodzienny efekt. W tym miejscu niemal każdy tracił orientację w terenie, a kierowcy powodowali wypadki toteż ta część miasta była odcięta od ruchu ulicznego. Poza tym niewielu ludzi się tam zapuszczało. Bardzo łatwo było tam o oberwanie od "panów w czarnych garniturach".

Sam Saemon pracujący tam od kilku lat nie poruszał się w tym miejscu swobodnie, toteż zakładał okulary, które zmuszały oczy do rozpoznawania jedynie kształtów. Z tym gadżetem spokojne dojście do Zakładu Nowoczesnych Technologii było znośne. Jedynym problemem był jedynie ból nieprzyzwyczajonych oczu - wymuszanie na oczach widzenia nocnego podczas dnia nie należało do najprzyjemniejszych dla organizmu, który bólem wyraźnie zaznaczał swoją opinię wobec takich praktyk.

Kiedy tylko Saemon przedarł się przez, potocznie nazywaną, Lustrzaną Aleję i stanął przed drzwiami zaczął się skomplikowany proces weryfikacji osoby, której nie sposób opisać w mniej niż 3000'stostronicowy wykład.

Po pomyślnie ukończonej weryfikacji Saemon wszedł do środka. Dopiero w środku można było dostrzec monumentalność tego budynku, który zawsze zdumiewał Saemona. Miał co najmniej 20 metrów wysokości, a na planie koła było wiele pomieszczeń powstałych wskutek dostawienia ścian działowych. Oczywiście cały zakład nie posiadał tylko jednego piętra. Każde posiadało 3 metry, a na środku znajdowała się aula w kształcie walca. Na każdym piętrze o takich samych wymiarach. Na samej górze - ostatnim piętrze - znajdował się gabinet zarządu. Całe piętro było wielkości auli. Nie było żadnych pokoi. Był tam tylko zarząd, jednak nikt nie wiedział co znajduje się w środku. Nikomu nie pozwalano tam wchodzić. Nawet ochronie. Natomiast członkowie zarządu nigdy stamtąd nie wychodzili. Wstęp do środka i na zewnątrz miała tylko jedna osoba, a był nią Kryspin vel Marian Katz. Pięćdziesięcioletni naukowiec, który od powstania Zakładu Nowoczesnych Technologii zajmował się tylko kontaktem pomiędzy naukowcami z zakładu, a zarządem.

To miejsce. Zawsze miałem podziw dla możliwości człowieka. Potrafi budować. Opiekować się. Dawać życie. Tylko dlaczego robi to na pokaz? Dlaczego na tym świecie jest tyle niesprawiedliwości i okrucieństwa?

Saemon pogrążony we własnych myślach poszedł do swojego pokoju na pierwszym piętrze. Naukowcy byli przenoszeni na wyższe kondygnacje wraz z postępami naukowymi i okazaniem bezwzględnej lojalności. Ten drugi warunek był dla Saemona nie do przejścia. Pomimo jego geniuszu był niedoceniany. Wszystko przez jego buntowniczy charakter i częste zwady z ludźmi z wyższych szczebli. W pracy zostawał tylko i wyłączenie ze względu na swoje postępy i potężny umysł, którym przyćmiewał prawdopodobnie każdego pracownika zakładu. No może Kryspinem.

Katz był specjalnie wybranym naukowcem. Gdy dołączył do zakładu był najlepszy. Był również lojalny, toteż błyskawicznie piął się po drabinie sukcesu i w końcu dostąpił najwyższego zaszczytu w zakładzie.

Był on wyniosłym człowiekiem. Patrzył na wszystkich z wyższością. A jeśli kogoś nienawidził to był to Saemon. Obawiał się talentu tego młodego chłopaka. Szczególnie martwił go jego buntowniczy charakter. Pracował u niego jedynie kilka lat, a sprawił mu tysiące problemów. A co dla niego najgorsze - nie był w stanie zmusić go do poddaństwa. Już dawno miał pozbyć się Saemona, jednak zarządowi za bardzo zależało na jego pracy.

Advertisement